Pomada do włosów John Masters Organics
Co jakiś czas dajemy naszym testerkom do wypróbowania kosmetyki z oferty sklepu Estyl.pl. Sprawdzają one na sobie konsystencję, zapach i działanie. Oceniają kosmetyki i porównują ich działanie z tym co obiecuje producent. Dziś pora na kolejny test – Pomada do włosów John Masters Organics
Rozdaliśmy naszym koleżankom komplety kosmetyków z prośbą o ich przetestowanie. Prosiliśmy, by obiektywnie oceniły ich zalety jak i wady. Kosmetyki zostały ocenione w 7 kategoriach:
- Opakowanie
- Zapach i konsystencja
- Wydajność
- Działanie
- Zalety
- Wady
- Ocena ogólna w skali od 1 do 5
Małgorzata (30l.), na co dzień pracuje w firmie reklamowej i często spotyka się z klientami, dlatego o włosy dba wyjątkowo starannie.
Włosy Małgosi są problematyczne – suche od połowy długości i delikatne. Skóra głowy przetłuszcza się, reszta włosów lubi się puszyć, dlatego ciężko je ujarzmić. Jej włosy nie są do końca zdefiniowane, mają tendencję do lekkiego falowania. Włosy Małgosi potrzebują solidnego nawilżenia, odbicia od nasady i ujarzmienia puszenia. Jej ulubione marki kosmetyczne to Joico, Kérastase i ostatnio ekologiczne kosmetyki John Masters.
O swoich włosach mówi tak:
- Długość: długie
- Farbowane: tak (Wella Color Touch)
- Rodzaj włosów: uwrażliwione i cienkie, ale jest ich dużo, proste, z tendencją do lekkiego falowania,
- Problemy z włosami: lubią się puszyć, skalp się przetłuszcza, reszta włosów przesusza się, okresowo wypadają, wrażliwa skóra głowy.
Małgosia dostała do przetestowania zestaw kosmetyków organicznych. W skład zestawu wchodzą:
- szampon Tigi Love Peace Planet,
- odżywka John Masters Organics Shine On,
- pomada do włosów John Masters Organics.
W tej recenzji opisze Wam co sądzi na temat pomady do włosów JMO do kupienia w sklepie eStyl.pl
1. Opakowanie. Kosmetyk opakowany jest w metalową i zgrabną puszeczkę niewielkich rozmiarów. Wieczko trzyma dość stabilnie, więc bez problemu można pomadę nosić w torebce. Dzięki temu kosmetyk jest pod ręką i można go używać wtedy, kiedy zaistnieje potrzeba.
2. Zapach. Pomada pachnie niczym naturalna świeca z wosku pszczelego. Zapach ten przełamany jest żywym aromatem lasu, szyszek, iglaków i miodu. Może być drażniący, jeśli ktoś lubi jedynie słodkie zapachy. Zapach wyczuwam głównie podczas aplikacji, na włosach z czasem „blednie”. Kosmetyk na pierwszy rzut oka stwarza wrażenie zbitego i twardego. Wystarczy jednak przeciągnąć palcem po jego powierzchni, by zmienić zdanie. Po dotknięciu pomady dłonią mam wrażenie jakbym dotykała masła, z tą różnicą, że twarde masło, nie pozostawiłoby tak oleistego filmu na ręku.
3. Wydajność. Pomadę stosuję średnio cztery do pięciu aplikacji w tygodniu, wówczas, gdy chcę bardziej wygładzić swoje niesforne włosy. Wydajność pomady, tak jak większości kosmetyków John Masters, jest ogromna. Kosmetyku używam od połowy maja i ledwo „liznęłam” jego wierzchnią warstwę.
4. Działanie. Pomada John Masters jest moim drugiem tego typu kosmetykiem do włosów. Wcześniej używałam kokosowego kremu nabłyszczającego włosy The Body Shop. Kosmetyki te są podobne w obsłudze i dają na włosach podobne efekty. Zaletą Johna Mastersa jest jednak lepszy skład oparty na samych organicznych wyciągach oraz fakt, że nie przeciąża włosów, jak krem kokosowy, który ma bardziej odżywczą i ciężką konsystencję. Z kolei w kremie The Body Shop bardziej leży mi zapach, który jednak nie przypomina wcale naturalnego olejku koksowego. Z moich doświadczeń wynika, że kremu koksowego lepiej używać przy włosach grubych lub bardzo zniszczonych, wymagających dogłębnej regeneracji. Natomiast pomada John Masters nadaje się do użytku codziennego, bo nie obciąża tak włosów.
Pomady John Masters używam po umyciu, odżywieniu i lekkim osuszeniu włosów. Wystarczy przyciągnąć po wierzchu kosmetyku kilka palców, rozetrzeć całość w dłoniach, po czym przejechać po włosach na całej długości. Zazwyczaj pomijam skalp, który i tak lubi mi się przetłuszczać. Włosy, nawet gdy są jeszcze wilgotne, nabierają bardzo fajnego połysku i przestają odstawać, a to mój odwieczny problem. Błysk jest fajny, aksamitny i taki jak lubię w kosmetykach do włosów. Pomada zmiękcza włosy i uelastycznia je bardziej. Mam wrażenie, że lekko zwiększa objętość włosów. Z pewnością za sprawą wosku pszczelego.
Czasem stosuję pomadę na noc, jako kurację odżywczo – nawilżającą. Rano wystarczy tylko umyć włosy. Przy używaniu pomady na suchych włosach, radzę uważać. Ja często to robię, ale raczej z samymi końcówkami włosów, które w ten sposób zabezpieczam. Pomady można używać jako ochrony przed wysoką temperaturą suszarek, czy prostownic. Jest to taki naturalny odpowiednik serum do włosów czy kremu ochronnego. Ja suszę włosy tylko naturalnie, więc nie miałam możliwości przetestowania pomady od tej strony.
Nie spodziewałam się, że będę używać kosmetyku na tyle sposobów. Pomady, jako kosmetyku wykończeniowego do włosów, używam kilka razy w tygodniu, bo mam dużo innych środków do stylizacji włosów. Jako kosmetyku do pielęgnacji ciała używam jej z kolei niemal co dzień. Producent poleca stosować kosmetyk także do skórek wokół paznokci. Przyznam, że odkąd używam JMO porzuciłam wszelkie inne balsamy do suchych skórek, które są moim odwiecznym problemem. Bardzo często pierzchną mi w zimie dłonie, dlatego wiem, że pomada John Masters będzie mi służyć wtedy jako balsam do rąk. Pomady używam też do wszelkich suchych miejsc na moim ciele, choć producent nic o tym nie pisze. Traktuję pomadą spierzchnięte usta, smaruję wokół nosa, bo bycie alergikiem powoduje przesuszenie tych okolic. Pomada ma w swoim składzie same naturalne substancje, nie boję się więc używać jej w tych miejscach.
Aktywne składniki pomady do włosów John Masters to głównie oliwa z oliwek, wosk pszczeli, masło mango, olej babassu, olej jojoba, olej z kiełków pszenicy, olejki z cedru, jodły, witaminy A, C i E.
Jedyne co mi przeszkadza w aplikacji kosmetyku przy nosie to dość ostry cedrowo-mangowy zapach. Na ustach i włosach mi to zupełnie nie przeszkadza, w okolicach nosa wywołuje czasem tzw. kręcenie.
Dla mnie pomada jest miłym dodatkiem kosmetycznym, jeśli nie masz większych kłopotów z włosami lub jest to dla Ciebie spory wydatek – zainwestuj najpierw w dobrą odżywkę do włosów, jak JMO Citrus & Neroli – mój hit wśród odżywek do włosów i to nie tylko tych naturalnych. Jednak w wypadku włosów pozbawionych blasku, zniszczonych, puszących się i lub trudnych do rozczesania – pomada zdecydowanie ułatwia życie. Ja stawiam na blask oraz wygładzenie, co pomada spełnia w stu procentach.
Ogólnie jestem zadowolona z kosmetyku, nadaje bardzo ładnego sznytu na sam koniec stylizacji włosów, to taka przysłowiowa kropka nad i. Jeśli ktoś jest perfekcjonistą i lubi dbać o włosy, zdecydowanie polecam.
5. Zalety: kosmetyk wielofunkcyjny, ładnie nabłyszcza, uelastycznia i wygładza włosy, wydajny, świetny, organiczny skład
6. Wady: można przesadzić, gdy użyjemy za dużo kosmetyku, szczególnie w wypadku delikatnych włosów, specyficzny zapach (mango), który nie każdy musi lubić